– Bardzo chciałbym się mylić, ale obawiam się, że historia wolsztyńskiej parowozowni niestety zatoczyła koło – pisze Paweł Rydzyński, dziennikarz „RK”.
Minęły 3 miesiące, odkąd z wielkopolskich linii zniknęły planowe pociągi prowadzone trakcją parową. Wolsztyn jest (był?) ostatnią parowozownią w Europie z regularnym ruchem pasażerskim na normalnych torach. Do końca marca br. codziennie uruchamiane były pociągi na trasie do Leszna, nie tak dawno pociągi z parowozami kursowały także do Poznania. Wolsztyn był magnesem przyciągającym miłośników kolei z całego świata. I to nie jest żadna przesada. Codziennie w pociągach – i na drogach prowadzących wzdłuż linii kolejowych – można było spotkać kolejowych fanatyków z aparatami i kamerami. Warto zauważyć, że prowincjonalny przecież Wolsztyn cechuje się jednym z najwyższych w skali woj. wielkopolskiego wskaźników miejsc noclegowych w przeliczeniu na liczbę mieszkańców.
Problem jest w tym, że w sprawie Wolsztyna zrobiło się podejrzanie cicho. Wielokrotnie w ciągu ostatnich tygodni prosiliśmy zarówno PKP Cargo, jak i władze woj. o przedstawienie konkretnych planów, czy i kiedy na wielkopolskie szlaki mają szansę powrócić pociągi parowe oraz jaki będzie model ich finansowania. Zbywano nas albo zupełnym milczeniem, albo – w najlepszym wypadku – deklaracją że sprawa jest w toku. Cargo kilkukrotnie wypuszczało lakoniczne komunikaty o przedstawieniu propozycji nowego modelu funkcjonowania parowozowni, która zachwyciła wszystkich wokół, z najwyższymi gremiami UE włącznie. 18 kwietnia wielkopolski wicemarszałek Wojciech Jankowiak deklarował z kolei w rozmowie z „RK”, że jest szansa, by parowozy powróciły do regularnego ruchu w pierwszej połowie tego roku. I co? Na razie wiemy tyle, że pierwsza połowa roku minęła…
Wolsztyn jako placówka nie zginie, bo kolekcja taboru jest zbyt bogata. Ale chodzi o to, żeby parowozownia nie była „nieruchomością”. Inicjatywa TurKol jest świetna, ale powinna funkcjonować „oprócz”, a nie „zamiast”. W przeciwnym razie, Wolsztyn zagrożony jest stopniową agonią – a że taka agonia jest możliwa, dobitnie świadczy choćby przykład stołecznego Muzeum Kolejnictwa.
Do tego nie wolno dopuścić, o czym muszą pamiętać zarówno władze Cargo, jak i województwa. Oczywiście nie można negować zdania mieszkańców, którzy nie są miłośnikami kolei, a parowozy (w przeciwieństwie do autobusów szynowych) kojarzą się im z brudem i dyskomfortem. Ale też z drugiej strony – ciekaw jestem, czy i jak, w perspektywie przed i po zawieszeniu ruchu planowego, zmienią się wpływy od wolsztyńskich przedsiębiorców z tytułu podatku CIT. Bo przecież miłośnicy kolei przyjeżdżający do Wolsztyna coś jedzą, płacą za benzynę, gdzieś nocują, kupują pamiątki… Pytanie zatem, czy oszczędność paru milionów złotych rocznie na odstawieniu parowozów nie będzie działaniem dalece krótkowzrocznym.
Dziedzictwa narodowego – a Wolsztyn jest dziedzictwem narodowym! – nie można postrzegać tylko z punktu widzenia słupków księgowych.