Gdy w okolicach marca 2011 otrzymałem propozycję byśmy na TRAKO pojechali tym razem z moją makietą początkowo nie chciałem o tym słyszeć uważając, że na to przyjdzie czas za co najmniej dwa lata. Nie chciałem pokazywać czegoś, co w moim przeświadczeniu dopiero powoli zaczynało "przeglądać na oczy", w końcu jednak uległem. W związku z tym zacząłem zastanawiać się co by można na tej makiecie postawić. Miało to być coś, co z jednej strony pasowałoby do epoki i miejsca, a jednocześnie było charakterystyczne i oryginalne, no i od razu przyciągające uwagę. W dodatku, biorąc pod uwagę, że jednym z głównym elementów mojej makiety jest sieć trakcyjna, musiał to być tabor elektryczny. Niewiele wcześniej (w lutym) ukazał się w "Świecie Kolei" artykuł portretujący EZT serii EN56. Tak! - pomyślałem - to jest to! Nie dość, że ta odmiana "kibla" regularnie kursowała na linii, której fragment przedstawia moja makieta jeszcze w pierwszej połowie lat 80-tych (wiem, bo pamiętam te pociągi w normalnym ruchu), to w dodatku składy te wydawały mi się dużo bardziej oryginalne od wszędobylskich EN57. Dwa okna z przodu, charakterystyczne, trapezowe kieszenie na drzwi u dołu pudła, przypominające trójkątne wypustki w "ryflakach", zaokrąglenia wylotów systemu chłodzenia silników trakcyjnych na dachu wagonu silnikowego...
Gdy podjąłem już decyzję co do wyboru "gwiazdy programu" pojawił się pierwszy problem - brak planów z wymiarami. W artykule w "Świecie kolei" znajdowała się jedynie tabelka z podstawowymi gabarytami i trochę zdjęć. W sieci nie udało mi się znaleźć niczego sensownego, postanowiłem zatem poradzić sobie bez rysunków. Uznałem, że ostatecznie skład niniejszy nie będzie uczestnikiem konkursu, ma być jedynie dekoracją (choć przykuwającą uwagę!) makiety. Główne wymiary zaczerpnąłem ze wspomnianej tabeli, zaś pozostałe (wymiary okien, drzwi itd.) z proporcji ze zdjęć. Oczywiście trochę tutaj nagiąłem rzeczywistość, żeby jednak wybrnąć z kłopotu postanowiłem wprowadzić absolutny zakaz zbliżania się do modelu z jakimkolwiek urządzeniem pomiarowym ;-). Pośpiech przy montażu (termin TRAKO zbliżał się nieubłaganie), pewne błędy popełnione już na etapie projektu kliszy no i moje wątłe zdolności manualne wymusiły wprowadzenie kolejnego zakazu, tym razem oglądania modelu z odległości mniejszej niż pół metra ;-). Całe szczęście, że to TT i pewne niedoskonałości nie są aż tak widoczne jak w H0.
Wracając do tematu - zaprojektowanie pliku w celu wyprodukowania blachy fototrawionej poszło całkiem sprawnie i już wkrótce otrzymałem materiał wyjściowy do zbudowania modelu. Tutaj wyszedł pierwszy zonk - aby uzyskać delikatniejszy model zamówiłem blachę o grubości 0,2 mm - miało to ułatwić także wyprofilowanie obłości na czołach. Niestety ze względu na liczne dużopowierzchniowe podtrawienia na bokach pudła, blacha lekko się pofałdowała ("lekko" w tej skali oznacza "bardzo"). Okazała się po prostu zbyt cienka. Wyprostowałem ją, gdzie mogłem, jednak nie wszędzie dało to zamierzony efekt. Kolejnym problemem okazała się konieczność oszczędności. Każda dodatkowa formatka blachy to koszt i to niebagatelny. Dużo zachodu kosztowało mnie takie ułożenie części, by zmieściły się na tylko dwóch arkuszach A4, niestety kosztem redukcji wielu elementów, które miały usztywnić i wzmocnić konstrukcję. Efekt jest taki, że nie wszystkie kąty, które miały być proste - są proste i nie wszystkie powierzchnie, które miały być równoległe - są równoległe. Na szczęście gdy model stoi na makiecie, większość niedoskonałości "ginie". Przy konstrukcji dachu użyłem wypróbowanego sposobu, czyli siatki trawionych "wręg" wypełnionych żywicą - niestety nie starczyło mi już czasu, by wyszlifować i wyszpachlować dach do końca - widać pewne nierówności. Na szczęście dachy w EZT-ach są z reguły dość mocno zabrudzone, więc patyna powinna zamaskować nierówności. Do TRAKO nie zdążyłem też ze wszystkimi elementami wyposażenia. Trudno.
Kolejnym problemem okazały się reflektory. Nie dość, że niezbyt łatwo było prawidłowo ustawić "wiadra" w otworach pudła, to jeszcze zapomniałem kupić modelarski klej do szyb. Jedynym wyjściem okazało się przyklejenie obręczy reflektorów do "szybek" za pomocą cyjanoakrylu. Niestety wszystko się za sobą posklejało i jedyne, co mogłem zrobić w tej sytuacji (nie miałem zapasowych obręczy) to napakować do "wiader" wikolu (później łatwo go będzie usunąć) i po stężeniu pomalować na srebrno.
Podwozia zrobiłem "na szybko" ze starych enerdowskich "Y-ków" - w końcu chodziło o to, żeby można było ustawić skład na torach - to też się poprawi przy okazji robienia napędu.
Następnie po pomalowaniu całości, nałożyłem kalki z oznaczeniami (własnego autorstwa). Nie obyło się tutaj bez trudności, ale efekt jest zadowalający. Werniks i patyna, a następnie szyby w oknach to właściwie ostatnie elementy, w które zdążyłem wyposażyć swój EZT i w takim stadium pociąg pojechał na TRAKO.
Teraz, w wolnej chwili (a mówiąc bardziej precyzyjnie - w tzw. międzyczasie) trzeba będzie przystąpić do poprawek - nowe podwozie z wyposażeniem przedziałów pasażerskich i kabin maszynisty, napęd i oświetlenie (wnętrza i reflektorów), poręcze, wycieraczki, wywietrzniki na dachu, no i dobudowanie drugiego kompletu - wtedy "kible" jeździły spięte po dwa, a czasem po trzy komplety.