Zbliżający się weekend majowy postanowiliśmy z Ewcikiem spędzić w Żninie na imprezie wąskotorowej, Zabrałem tam miłość mojego życia bo nigdy nie była na takowej, choć to w zasadzie ona mnie zabrała jako kierowca naszej zielonej Felki. Wyjechaliśmy spokojnie po śniadanku i po dwóch godzinach byliśmy w Żninie, trochę nam popsuł humor ulewny deszcz ale za chwilę słonko wyszło i już było pięknie. Po zakwaterowaniu i ogarnięciu się, z buta powędrowaliśmy na stację, się rozglądamy, stoją parowoziki, para buch, koła w ruch, wchodzimy do baru zasięgnąć języka, słyszę Nemo, Nemo, się rozglądam jak nietutejszy, przy stole siedzi Mateusz Krzykowski z żoną i latoroślą swym pierworodnym synem Stanisławem, zabawnym gościem i jak na dziecko miłośnika wąskich szlaków przystało, pochłoniętym wszystkim co na lub obok torów. I namówili nas kupiliśmy bilet całodniowy, szkoda tylko że był nim zwykły kwitek z kasy fiskalnej, i pojechaliśmy, a za nami jak opowiadała broszurka reklamowa następny pociąg. Zdrowo nas przewiało, w jedną i drugą, choć słonko robiło co mogło, po drodze Mateusz wskazał mi miejsca w których warto robić zdjęcia, pogadaliśmy sobie o pierdołach, zrobiło się późno, my zostaliśmy oni odjechali do Wolsztyna. Zjedliśmy obiad i po propozycji mojej ukochanej, pojechaliśmy odnaleźć i sprawdzić wszystkie miejscówki, aby dnia aby dnia następnego nie błądzić nerwowo, i tak nam się skończyło święto pracy.
Sobota to od godziny nieomal dziewiątej do osiemnastej, gonitwa po polach i polnych drogach za pociągiem, padłem jak mucha no ale wstyd się przyznać, więc dalej do przodu, będąc po raz pierwszy w tej części kraju, zostaliśmy już pierwszego razu przewodnikami, za nami jeździli Jacek z bratem z Gdańska i w pierwszej części dnia para Niemców. W przerwie gonitw zwiedziliśmy muzeum w Wenecji. Wieczorem po kolacji poszliśmy na paradę parowozów, zorganizowaną nieco chaotycznie i nie punktualnie oraz w zupełnie innym miejscu, tu słowa podzięki dla Pani Kierownik pociągu a w zasadzie całego tego wydarzenia za informacje co, gdzie i kiedy. Ogorzali od słońca, wiatru i dymu zakończyliśmy dzień kieliszeczkiem likieru krówkowego.
W niedzielę rano odwiedziłem jeszcze raz senną stacje wąskotorową i pozostałości po normalnotorowej, i pojechaliśmy do Gniezna, obejrzeliśmy inscenizację uchwalenia konstytucji, oraz po trudach dotarliśmy do muzeum początku państwa polskiego, cóż rozczarowało mnie bardzo, ale może już jestem zbyt zgorzkniały, humor poprawiły pierogi szefa kuchni w lokalu „Siódme Niebo” , wróciliśmy bez przeszkód w przyzwoitym czasie. Rudzielcowi tak się spodobały maleńkie parowozy że postanowiła w przyszłym roku też pojechać i to z „dziećmi”.
Dla Was, relację ze swoich peregrynacji, napisał Paweł R.
Napisane przez Acid_Rain
dnia czerwiec 03 2015
24376 czytań
Oceny
Tylko zarejestrowani użytkownicy mogą oceniać zawartość strony Zaloguj się , żeby móc zagłosować.