Sieć trakcyjna
Kolejny etap budowy mojej makiety okazał się wyjątkowo praco- i czasochłonny. Ponieważ w oryginale wszystkie tory są "pod drutem" mniej więcej od połowy
lat siedemdziesiątych, postanowiłem zelektryfikować także mój modelowy kawałek Łodzi. Długo analizowałem i rozważałem różne możliwości, ostatecznie
wybierając wariant najtańszy i jednocześnie najtrudniejszy - budowę całej infrastruktury samodzielnie, od podstaw. Wszystkim, którzy chcieliby pójść w moje
ślady otwarcie muszę powiedzieć, że budowa sieci trakcyjnej w ten sposób to dość pracochłonne zajęcie. Od razu spróbujmy zastanowić się nad wadami i zaletami
sieci wybudowanej samemu oraz przy użyciu elementów dostarczonych przez przemysł modelarski. Główną zaletą gotowych elementów jest z pewnością łatwość
montażu. Wystarczy złożyć je ze sobą wg załączonej instrukcji i sprawa załatwiona. Tak zbudowana sieć jest estetyczna, stosunkowo solidna, odporna na nacisk
pantografu, może służyć, podobnie jak w oryginale do zasilania elektrowozów. Idealna do zabawy kolejką. No właśnie. Często bardziej przypomina to makietę z
klocków Lego niż model kolei. Druty bywają bardzo przewymiarowane (ze względu na wytrzymałość mechaniczną), a mocowania ich groteskowe (Viessmann) ze
względu na funkcjonalność i łatwość montażu. W dodatku elementy są drogie, co jest odczuwalne w przypadku elektryfikacji nawet niezbyt dużej stacji. Ponieważ
większość produktów jest pochodzenia niemieckiego i mniej lub bardziej wiernie naśladuje niemieckie oryginały, polski modelarz odtwarzający polską kolejową
rzeczywistość nie znajdzie tu zbyt wiele dla siebie. Świetną alternatywą wydają się wyroby polskiej firmy Kluba, jednak oferta nie obejmuje drutów, poza tym ceny
wyrobów przewyższają ceny masowych producentów niemieckich (co zrozumiałe). No i asortyment oferowany jest (jak na razie) jedynie w skali H0.
Mając to na uwadze, postanowiłem sieć zbudować samodzielnie. Przystępując do tego nie zdawałem sobie sprawy jak karkołomne zadanie przede mną i przede
wszystkim nie przypuszczałem, że utknę z tym tematem na niemal półtora roku. Ponieważ nie miałem zbyt dużego doświadczenia na tym polu, wszystkie
pojawiające się problemy techniczne musiałem rozwiązywać na bieżąco. By w miarę przejrzyście opisać swoje doświadczenia z budowy i ułatwić zadanie
ewentualnym naśladowcom, całość podzieliłem na dwa bloki tematyczne: słupy i bramki oraz druty.
Słupy i bramki
Początkowo próbowałem znaleźć w ofercie producentów odpowiednią bazę do adaptacji na osprzęt stosowany w Polsce. Niestety nie namierzyłem nic, co
przypominałoby elementy znajdujące się na obszarze, który próbuję oddać w modelu. Ostatecznie, po podliczeniu kosztów, uznałem, że najrozsądniej będzie podjąć
decyzję o samodzielnej budowie słupów. Rozważając różne możliwości ich wykonania wybrałem technikę fototrawienia jako najbardziej efektywną. Projekt kliszy
nie zajął zbyt dużo czasu, tak więc wkrótce dysponowałem kompletem blach umożliwiającym rozpoczęcie budowy. Teoretycznie poszło to dość sprawnie,
problemem okazała się duża ilość jednakowych elementów do wykonania. Monotonia i powtarzalność sprawiły, że w okolicach piętnastego słupa miałem
wszystkiego serdecznie dość. Jak się miało okazać, stanowiło to łatwiejszą część zadania. Gotowe słupy (polutowane i sklejone klejem cyjanoakrylowym) zostały
pryśnięte farbą, przybrudzone suchą pastelą i wklejone w uprzednio przygotowane otwory w makiecie. Przy pozycjonowaniu otworów należało uważać żeby
maszty nie wchodziły w skrajnię taboru, a także by drut trzymał się, w miarę możliwości, osi szyny (uwzględniając zygzakowanie). Niestety "wyszedł" tutaj błąd, o
którym pisałem przy okazji omawiania torowiska, tzn. zbyt blisko siebie rozstawione tory, co poskutkowało koniecznością skrócenia podwieszeń. Słupy stojące na
międzytorzu przypominają przez to słupy tramwajowe, jednak tego błędu nie sposób już było poprawić, bez gruntownej przeróbki torowiska. Projektując słupy i ich
osprzęt (odgromniki, odłączniki, naprężacze, uszynienia, odciągi, izolatory) starałem się w miarę możliwości naśladować oryginał i myślę że efekt jest co najmniej
przyzwoity. Nie zapomniałem też o kalkomaniach z nadrukowanymi lokatami.
Reasumując -budując słupy (i bramki) z zaprojektowanych przeze mnie blaszek można w stosunkowo łatwy i przede wszystkim tani sposób zbudować całkiem
przyzwoitą podstawę do podwieszenia sieci jezdnej. Wyjątkiem jest najwyżej zespół naprężacza i izolator sekcyjny, których montaż wymaga pewnej wprawy i
cierpliwości. Głównym problemem podczas budowy całości może okazać się dość męcząca monotonia wynikająca z konieczności wykonania kilkudziesięciu
jednakowych elementów.
Druty
Po wykonaniu i ustawieniu słupów nadszedł czas na zdecydowanie trudniejszą część zadania. Podobnie jak w przypadku słupów, tutaj także początkowo
rozważałem możliwość zastosowania gotowych produktów, oferowanych przez przemysł modelarski. Jednak grubość gotowych drutów, a przede wszystkim ich
koszt zadecydowały o wykonaniu sieci samodzielnie. Tutaj dylematów związanych z wyborem właściwej technologii było zdecydowanie więcej. Oczywiście
marzyła mi się sieć wykonana z maksymalnie cienkiej żyłki, lub drutu, rzeczywiście napięta, jak w oryginale. Niestety ta opcja wygenerowała szereg problemów
technicznych: jak umocować druty do podwieszeń, jak umocować wieszaki (oba punkty istotne zwłaszcza w odniesieniu do żyłki -drut można polutować), jak
napiąć drut żeby nie połamać i nie powyginać delikatnych, bądź co bądź, słupów i bramek, a samego drutu nie zerwać, no i postulat najtrudniejszy -jak zrealizować
łączenia modułów. Budując statyczną dioramę z kawałkiem toru można pokusić się o eksperymenty i spróbować zastosować także mniej praktyczne rozwiązania.
W moim przypadku mając do zelektryfikowania kilka torów obok siebie na odcinku niemal dwóch metrów, uwzględniając połączenia rozjazdowe pomiędzy torami i
rozłączalność makiety na segmenty, a przede wszystkim stawiając za priorytet pełną funkcjonalność ruchową całości, problem wydawał się dość złożony. Ale po
kolei.
Druty sieci trakcyjnej stosowane na PKP z reguły mają przekrój 100mm2, co daje ok. 12 mm średnicy. Jeśli przeliczymy to na skalę TT, otrzymamy ok.
0,1 mm średnicy drutu jaki powinniśmy zastosować. Konia z rzędem temu, kto zbuduje pełnowymiarową (działającą(!) i posiadającą odpowiednią wytrzymałość
mechaniczną(!!)) sieć w H0, a co dopiero w TT. Od początku przyjąłem całkowicie błędne założenie: drut ma być z drutu! Okazało się to niepotrzebnym
utrudnieniem. Dobierając średnicę drutu musiałem osiągnąć kompromis pomiędzy zupełnie sprzecznymi postulatami: miał być twardy i sztywny żeby wyglądał jak
napięty i uginał pantograf, ale jednocześnie cienki, żeby nie raził przewymiarowaniem, łatwy w obróbce i lutowaniu, prosty jak struna (to też problem -większość
dostępnych w sprzedaży drutów nawinięta jest z reguły na jakiś bęben, lub szpulkę i ze względu na sztywność, po rozwinięciu, "pamięta"
kształt). W dodatku musiał być jeszcze dostępny w sklepach, lub hurtowniach, co wcale nie okazało się takie oczywiste. Ostatecznie udało mi się zdobyć mosiężny
drut o średnicy 0,4 mm oraz 0,5 mm. Oczywiście oba kilkukrotnie przekraczają wymiar prawidłowy. Po kilku eksperymentach okazało się, że jedynie 0,5 mm
wykazuje wystarczającą sztywność. Aby chociaż w niewielkim stopniu zamaskować przewymiarowanie zastosowałem następujące rozwiązanie: drut jezdny 0,5
mm, lina nośna 0,4 mm, wieszaki splecione z żyłek miedzianych 0,18 mm -u góry specjalne oczko, przez które przewleczona została
lina nośna, u dołu przylutowane do przewodu jezdnego.
Jednym z problemów okazało się wyprostowanie drutów, które "pamiętały" kształt szpulki, na którą zostały nawinięte. Próbowałem różnych sposobów
wyprostowania ich -między innymi drut 0,4 mm (ten od liny nośnej) próbowałem mocować na kilka dni na gitarze, zamiast strun. Skończyło się zerwaniem mostka,
zaś drut jak się zwijał, tak się zwijał ;-). Ostatecznie wyprostowałem je napinając i rozgrzewając nad gazem, co okazało się w miarę skuteczne. Niestety mosiądz
wskutek rozgrzewania utracił część swojej sprężystości i sztywności i stał się częściowo plastyczny. Skutek był taki, że każde odkształcenie (np. wskutek
zaczepienia ręką) pozostawało i wyprostowanie drutu było niezwykle trudne, zaś każda, minimalna nawet nierówność znacznie psuła efekt wizualny - w oryginale
druty są mocno napięte, przez co idealnie proste (a właściwie to ze względu na obecne zwisy stanowią krzywą o dużym promieniu -jest to wyraźnie widoczne
zwłaszcza w przypadku liny nośnej. Zdarza się też, że mocno napięta lina nośna podciąga nieco przewód jezdny do góry, co można zauważyć zwłaszcza w połowie
odległości pomiędzy punktami podwieszenia). Kolejny problem do rozwiązania to oddziaływanie drutu z pantografem. Ponieważ starałem się stosować odległości
między słupami w miarę możliwości zbliżone do tych tosowanych na prawdziwej kolei, nie było siły żeby pantograf nie unosił drutu i ugiął się pod jego naciskiem.
W końcu podjąłem decyzję, którą początkowo zdecydowanie odrzucałem -żeby podwiązać pantografy -tak, by ledwie muskały przewód jezdny. I to rozwiązanie
polecam wszystkim, którzy mają podobny dylemat i dla których sieć stanowi jedynie naśladowanie rzeczywistości -bez konieczności przekazywania z niej prądu do
lokomotywy. Skoro już zdecydowałem, że drut nie musi naciskać na pantograf (i nie będzie przez niego ścierany) oczywistym było, że jego wytrzymałość
mechaniczna, a więc i przekrój może być dużo mniejszy. Niestety postęp prac był na tyle zaawansowany, że postanowiłem na razie pozostawić ten drut, który
miałem. Poszczególne odcinki drutu na obszarze modułów zostały podlutowane do słupów, zaś na łączeniach, tam gdzie muszą być zdejmowane, zastosowałem
zwykłe haczyki na końcach (choć starałem się, żeby były jak najmniej widoczne). Zdawało to egzamin, należało tylko bardzo delikatnie obchodzić się z tym (by ich
nie powyginać).
Analiza zdjęć ujawniła jednak wszystkie wady przyjętych przeze mnie rozwiązań. Po pierwsze druty były zbyt grube (co wyraźnie kłuło w oczy na
zbliżeniach. Skoro wyeliminowałem konieczność nacisku drutu na pantograf grubość można było zredukować do minimum). Po drugie druty nie były dobrze
naciągnięte (nie było możliwości żeby je napiąć bez połamania słupów. Każde dotknięcie drutu, np. podczas stawiania taboru na torach pozostawiało trwałe
odkształcenie). Efekt był taki, że na zdjęciach robionych z bliska wszystko wydawało się takie jakieś grube i pokrzywione. Sieć, która miała być powodem do dumy
szpeciła zdjęcia. Długo się wahałem co z tym zrobić (w końcu wymiana całości to znowu wiele miesięcy żmudnej pracy, która raz już została wykonana, a przecież
tyle jeszcze zostało do zrobienia). Ostatecznie zdecydowałem się pozostawić słupy, które jak na moje wymagania wyglądają zupełnie w porządku (może trochę
detale izolatorów giną nieco z powodu zbyt dużej ilości zastosowanego kleju i farby, ale to już kwestia indywidualnych zdolności manualnych modelarza -ktoś inny
mógłby z pewnością zrobić to delikatniej), zaś całą sieć wykonałem z żyłki wędkarskiej. Żyłka jest o wiele bardziej miękka od drutu, więc można ją było naciągnąć
używając o wiele mniejszej siły. Jedyne problemy do rozwiązania jakie przewidywałem to mocowanie wieszaków i przęsła zdejmowalne na łączeniach modułów.
Skoro pantograf miał nie dotykać przewodu jezdnego drobne miejscowe nierówności nie stanowiły przeszkody dla płynności ruchu. W związku z tym wieszaki
zostały umocowane na zasadzie zwykłego supełka z kroplą cyjanoakrylu. Miejsca łączenia wieszaków zostały dla pewności wzmocnione kroplą kleju
epoksydowego. Przęsła na łączeniach modułów to zwykłe pętle (z wklejonymi wewnątrz wieszakami wg powyższej metody), które są zwyczajnie zaczepione na
podwieszeniach słupów. Starałem się tak dobrać stopnie naciągnięcia poszczególnych przęseł żeby sieć wydawała się napięta zarówno przy spięciu wszystkich
modułów razem jak i przy prezentacji każdego modułu oddzielnie. Ważne też było, by napięta żyłka nie ściągała wysięgników masztów wykrzywiając je
nienaturalnie. Odrobina cierpliwości wystarczyła, by ten cel osiągnąć. Gdybym od razu wpadł na to rozwiązanie zaoszczędziłbym sobie wiele
miesięcy pracy podczas kombinowania z drutem. Niestety droga nie zawsze prowadzi prosto do celu -czasem trzeba trochę pobłądzić zanim znajdzie się właściwy
kierunek. Ważne by się nie poddawać i pomimo przejściowych trudności wierzyć w powodzenie podjętych działań.
Dla porównania poniżej zdjęcia z siecią wykonaną z drutu zamiast żyłki.
Podsumowując, pomimo początkowych trudności i błędów, których nie udało się uniknąć, a także niemałego stopnia pracochłonności efekt chyba warty jest
włożonej pracy. Jeśli ktoś pragnie wprowadzić do ruchu na makiecie tabor elektryczny (pomijam oczywiście pojazdy akumulatorowe), pamiętając, że kolej to nie
tylko "czajniki" i Diesle, powinien wyposażyć swoje torowisko w sieć jezdną. Niewiele jest rzeczy w modelarstwie kolejowym równie groteskowych jak elektrowóz
pędzący z opuszczonymi pantografami, lub co gorsza, z podniesionymi, "czerpiąc prąd" z powietrza. Metodę, którą zastosowałem mogę z pełną świadomością polecić
nawet niezbyt zaawansowanym modelarzom. Nie tylko daje dobre efekty wizualne (co w modelarstwie jest chyba priorytetem), ale jest też w pełni praktyczna, a
sieć zbudowana w opisany sposób jest dość odporna na uszkodzenia. Pamiętać jedynie należy żeby koniecznie podwiązać na odpowiedniej wysokości ślizgacze
pantografów lokomotyw.
Tekst i foto: Paweł "wlodar" Włodarczyk
Łódź, dn. 01-12-2010 i 08-12-2012 (opis sieci wykonanej z żyłki)
|