Wyjazd na targi do Norymbergi, został zaplanowany przez nas jako wycieczka, przy okazji, której mieliśmy załatwić kilka spraw i zwiedzić kilka miejsc. Wyjazd samochodem osobowym w gronie czterech osób, nie gwarantował luksusu, ale wariant ten był optymalny. W wyjeździe wzięli udział Jakub Sikora, Krzysztof Koj, Andrzej Cieślicki i piszący te słowa Piotr Chorąży. Takie towarzystwo gwarantowało dobrą zabawę, a w dodatku mieliśmy w perspektywie spotkanie w Niemczech z Tolkiem "TOLOLOKO" Gackiem wraz z żoną i Tomkiem "STANGEL" Stangelem z córką. Dzięki uprzejmości Tomka, mieliśmy okazję nocować w dogodnych warunkach, za bardzo przyzwoitą cenę, co dla nas ma ogromne znaczenie. Do tego perspektywa spędzenia czasu w takim gronie, była obiecująca i rzeczywiście można tylko żałować, iż byliśmy tam tak krótko.
Targi norymberskie są z założenia "imprezą białych kołnierzyków" i w trakcie ich trwania odbywają się rozmowy biznesowe, a handel odbywa się wirtualnie i w wielkościach "na kontenery". Dla przeciętnego zwiedzającego impreza jest nie dostępna, a wstęp na nią mają tylko osoby powyżej szesnastego roku życia, zaopatrzone oczywiście w wejściówki dostępne za zamówieniem. Przedstawicielstwo targów w Polsce oferowało takowe, w cenie 35 Euro i nie było większych problemów z zamówieniem, choć należało podać informacje dotyczące podmiotu zainteresowanego.
W czasie pobytu naszą bazą wypadową stała się miejscowość Weisenohe, odległa od Norymbergi o ok. 25 km, a dodatkowym atutem tej lokalizacji była przebiegająca przez nią linia kolejowa i browar przyklasztorny, w którym braciszkowie warzyli wyśmienite piwo.
Wspomniana linia łączy miejscowość Grafenberg z Norymbergą, a stacją końcową tej linii jest Nurnberg Nord Ost, gdzie dojeżdżają kilkanaście razy na dobę pociągi osobowe. Posiadana przez nas wejściówka upoważniała do przejazdów w obrębie Norymbergi, w tym również rzeczoną linią, więc skrzętnie korzystaliśmy z tego przywileju i zamiast samochodem, na teren targów dojeżdżaliśmy zespołami spalinowymi serii 642, a w obrębie miasta metrem. Moja znajomość taboru niemieckiego, kończy się na kilku seriach parowozów, więc kwestie taborowe pozostawiam w tym miejscu bez specjalnych wynurzeń.
Nie sposób jednak w kwestii taboru pominąć faktu, iż pierwszego dnia naszego pobytu mieliśmy nie lada gratkę w postaci lokomotywy serii 103 245-7, która prowadziła pociąg IC do stolicy Bawarii - Monachium. Z rozmowy z mechanikiem dowiedzieliśmy się, że jest to ostatnia lokomotywa tej serii, obsługująca planowe pociągi, a do tego jeździ tylko w piątki - to się nazywa mieć fart!
Choć pora była dość późna i warunki świetlne słabe, jednak udało nam się zrobić kilka fotek, a Andrzejowi nawet nakręcić ładny film, z odjazdem pociągu.
Zasadniczym celem dla nas są jednak targi. Pierwszy dzień minął nam na ustalaniu topografii i rozmieszczenia interesujących nas stoisk. Nie ma w tym żadnej przesady, gdyż targi obejmowały kilkanaście hal, a interesujące nas modelarstwo kolejowe, znajdowało się w hali na drugim końcu targów.
Ceremoniał przejścia przez "misie, lalki, klocki, puzzle, baloniki" zajmował nam kilkadziesiąt minut szybkiego marszu i nie było innego sposobu, jak przejść przez wszystkie te stoiska.
Wielcy świata kolei w miniaturze, nie mogą sobie pozwolić na nieobecność w tym miejscu, dlatego mogliśmy tu zobaczyć dosłownie wszystko. Ilość modeli i rozmach ekspozycji przyprawiał o zawrót głowy, a tłumy przelewały się przez ekspozycję. Po ochłonięciu i pobieżnym obejrzeniu stoisk, pozytywnie zaskoczyła nas ilość modeli w polskich barwach, lub z polskimi akcentami. Do tego informacje przekazane nam przez Krzyśka Koja, odnośnie planów produkcyjnych wielu firm, dotyczących polskiego taboru, wprawiły nas w miły nastrój. Niezbyt dobrze, żeby nie mówić tragicznie, wyglądały zapowiedzi produkcyjne na stoisku ROCO. Żenująco przemalowane "na kolanie" wagony i lokomotywy, z których odstawała kalkomania i prześwitywał fabryczny malunek, wyglądały jak z koszmaru, a nie od czołowego producenta.
Na tym tle profesjonalnie wyglądały firmy z Polski oferujących Polskie, choć nie tylko modele. Fakt ten pozwala z optymizmem patrzyć w przyszłość. Sądzę, że nadchodzące lata będą obfitowały w modele z polskimi opisami, a kilka ukaże się w najbliższych miesiącach. Wielkie koncerny modelarskie dostrzegły nasz rynek i zaczynają produkcję modeli z opisem polskim, dołączając w ten sposób do rodzimych producentów tworzących w systemie "Hand Made".
W tym miejscu muszę wspomnieć o modelu, który mogliśmy obejrzeć w trakcie spotkania "biznesowego", wieczorem w miejscowym pubie, a był to zapowiadany przez TOLOLOKO STAR 25 - straż pożarna. Model jest bardzo efektowny i wypełni lukę dotyczącą polskich samochodów ciężarowych, których brakowało dotychczas w ofercie.
Zupełnie poważne spotkania, stały się udziałem uczestników naszej wycieczki następnego dnia. Sądzę, że nie popełnię nietaktu pisząc w tym miejscu o Krzysztofie Koju, który został członkiem elitarnego klubu "wagoniarzy", zrzeszającego znawców tego tematu z całej Europy. Nobliwych panów, którzy publikują znane i szanowane w całym świecie opracowania dotyczące taboru, wprawiły w zachwyt opowiadania Krzyśka o unikatowych wagonach, które służyły na naszych kolejach, a których posiada zdjęcia, lub inne dowody na ich istnienie. Sobotni wieczór spędziliśmy, więc w bardzo dobrych nastrojach przy znakomitym starozakonnym piwie.
Niedziela była dla nas ostatnim dniem pobytu w gościnnej Bawarii i w planach mieliśmy tego dnia zwiedzanie Muzeum Komunikacji. Po tradycyjnym śniadaniu, które jest przygotowane przez sympatyczną gospodynię, pojechaliśmy tym razem autem do centrum Norymbergi i udaliśmy się do DB Museum Nurnberg. Pisanie o tej placówce nie ma żadnego sensu, gdyż to trzeba zobaczyć i żadne opowiadania tu nic nie dadzą. Lepiej zerknąć na fotki, choć to tylko mała namiastka kolekcji, której potrzeba poświęcić kilka godzin. Nie sądzę abyśmy mieli okazję zwiedzić podobną placówkę w Polsce.
Po dość szybkim zwiedzeniu interesującej nas kolekcji, udaliśmy się w drogę powrotną, z założeniem odnalezienia mostu Goltzschtalbrucke, który słynie z powodu swych rozmiarów i charakterystycznej dla akweduktów, piętrowej konstrukcji. Po zaciągnięciu języka w przydrożnej knajpie McDonald's, odnaleźliśmy obiekt i postaraliśmy się go sfotografować, co nie jest takie łatwe. Świadczyć o tym może choćby fakt wykorzystywania do tego celu balonu, stacjonującego na terenie leżącej nieopodal stacji, rozebranej kolei wąskotorowej, o tej samej nazwie.
W tak zwanym międzyczasie wiaduktem przemknęła "Ludmiła" z pociągiem osobowym - niestety byliśmy zbyt zajęci szukaniem miejsca na parking by móc zrobić zdjęcie.
Kilka fotek i brak światła zmusił nas do odwrotu, trudna to wszakże pora dla myśliwych z aparatami, więc udaliśmy się w kierunku stron rodzinnych.
Piotr Chorąży
Zespół spalinowy 642 dojeżdża do Weisenohe
Stacja Nurnberg Nord Ost
Norymberskie metro...
...jeździ nie tylko pod ziemią
Spalinowy zespół 614 - Nurnberg Hbf
Jedyna czynna, wykorzystywana w ruchu pasażerskim 103-ka