Wraz z Piotrkiem wyjechaliśmy 14.03 do Wolsztyna zelektryzowani hiobową wieścią o nieodwołalnym końcu kursowania pociągów prowadzonych parowozami. W zasadzie miałem nie pisać tej relacji, ponieważ i tak już prawie nikt nie wchodzi na naszą stronę, ale obiecałem Piotrkowi, więc w syntetycznym ujęciu bez dawnych poetyckich wodotrysków jako przeciwwagę dla wszechobecnego kultu diesli ta krótka opowieść.
Wyjazd jak wspomniałem 14.03 piękna pogoda słoneczko, wyruszamy około 9, robi się coraz cieplej i przyjemniej.
Zahaczamy o dawną stacje kolejki krotoszyńskiej, w Czempinie jesteśmy świadkami remontu torowiska a konkretnie szutrowania.
Zbaczamy do Ociąża budynki na stacji ruina, jako pocieszenie nadjeżdża "kibel".
Ostrów Wlkp. krótki postój z wizytą na kładce, kilka fotek między innymi "Rumun".
Jakaś stacja nie wspomnę nazwy, z jednej strony skład wąskotorowy z drugiej rozbity szynobus, ot norma zastój brud i beznadzieja. Dzierżanów cykamy szynobus i po chwili wypatrzony prze Piotrka samotny ST43. Kobylin pusto, Krobia pusto, wreszcie Leszno i tu jaka moc wrażeń, nie dość że stoi oelka pod parą to jeszcze "Rumun" przetacza ruszony z miejsca ostatecznego jak się zdaje na potrzeby filmu telewizyjnego, wagon motorowy SN80-12, łazimy po stacji jak po swoim. W drogę Włoszakowice i Błotnica tu postanawiamy zaczaić się na parowóz, pierwszy przyjeżdża jedna szynobus SA 105 001, po kilkunastu minutach moszczenia się i szukania miejsca nadjeżdża gwóźdź programu, otacza nas chmura dymu i tyleśmy go widzieli.
Do Wolsztyna tam obrządzanie oelki, płacimy za nocleg , jak na standardy czasu obecnego z łazienką i kiblem w korytarzu dość drogo, no ale czego nie zrobi maniak, dostajemy pokój w którym lata temu nocowaliśmy z Piotrkiem i Ryśkiem, siku i na dwór ciemno ale i tak robimy fotki.
Dzień drugi, nie wstajemy rano aby polować na parowóz bo deszcz leje jak z sikawki, śpimy prawie do 9 idziemy do sklepu i jemy śniadanko, po spożyciu darów itd. pierwszy wyjazd , czekamy gdzieś w polu, Piotrek wie gdzie, wracamy na obrządzanie i po południu zugiem jedziemy do Leszna i z powrotem. Leszno oferuje nam moc atrakcji w postaci "kibli" które jeżdżą bez sieci "stonki" itp. siódmych cudów świata, po wchłonięciu tak potężnej dawki piękna i gruntownym zwiedzeniu okolic szopy wracamy do "domciu".
Dzień trzeci brzemienny w wydarzenia. Rano Włoszakowice i pogoń za pociągiem, z prędkością około 120 tych na ha, bieg prze gliniaste pole aby zobaczyć odjeżdżający pociąg, no ale czego nie robi się dla zdrowia.
Wracamy deszcz pada chwilami leje, Śmigiel i okolice i tak kilometr za kilometrem Az do potężnego pierdolnięcia w Skodę nadjeżdżająca z przeciwka, atrakcja dnia, oczywiście policja i nieomal samosąd tubylców, nie licząc nienawistnych spojrzeń, żeby się kurwa udławili chłodnym rosołem, buraki jedne, kończy się cześć literacka wracamy do domu.
Wyjazd jak zwykle pierwsza klasa, zakończenie ino trochę kosztowne.
Dzięki Piotruś za wyjazd i moc wrażeń.