Nasz radosny klub, a raczej jego część, w dniach 20-22 kwietnia wybrał się do Bytomia w składzie następującym: Piotrek, Radek, Andrzej, Grzesiu, Kuba, ja oraz Irek, z którym spotkaliśmy się na miejscu.
O godzinie 16 w piątek wszyscy stawili się w klubie, oczywiście niektórzy z małym poślizgiem, co można było im wybaczyć. Zapakowane moduły powędrowały do samochodu i my wszyscy też usadowiliśmy się i wyruszyliśmy na Śląsk, do ów Bytomia.
Podróż minęła miło i "szybko", cóż z tego, że w Bytomiu zbłądziliśmy troszkę, grunt to, że dotarliśmy na miejsce. W wynajętej na czas imprezy sali gimnastycznej miejscowej szkoły już od dawna trwał harmider z rozkładaniem makiet. Aby nie marnować czasu, zrobiliśmy to, co reszta, zabraliśmy się także za rozkładanie. Zajęło nam to sporo czasu, ale udało się, choć nie do końca było to skończone, bo elektrykę zostawiliśmy sobie, a raczej Kubie, na następny dzień. Zabraliśmy się i pojechaliśmy na kwaterę. O tym, jaka ona była już nie wspomnę, bo nie jest warta uwagi żadnej.
W sobotę po przebudzeniu się zupełnym znów udaliśmy się na salę, aby już wszystko skończyć, podłączyć i dopasować. Wszystko do wszystkiego pasowało i ogólnie rzecz ujmując było miodzio. Leszek Lewiński po niedługim czasie od złożenia wszystkiego do całości zwołał zebranie w celu następującym: porozdawał rozkłady jazdy, wszystkim przydzielił zadania i według planu miało jeździć. Gdy godzina "zero" nadeszła, a dokładniej mówiąc była to godzina 13, zabawa się rozpoczęła. Na samym początku jeździły same pasażerskie tak, aby wszystko grało wedle rozkładu (mimo tego, że i tak niezbyt to wychodziło). Potem do tego wszystkiego doszły jeszcze pociągi towarowe. I tu mili państwo zaczął się istny harmider! Moim skromnym zdaniem mimo starań i tak nic nie jeździło tak jak powinno i miało po kilka minut spóźnienia, ale jak by na to spojrzeć z drugiej strony przynajmniej było realistycznie z tym spóźnieniem.
Zabawa trwała. Każdy coś robił. Jedni jeździli, drudzy się przyglądali, trzeci robili fotki makietom i jeżdżących po nich pociągach (tak jak np. ja), a była też nawet skromna grupa osób, która nic nie robiła. Taka zabawa trwała do nocy, co prawda wieczorem jak to wszystko wygląda nie było mi dane zobaczyć, bo się ekipa zebrała i do kwatery pojechała.
Następnego dnia zabawa nadal trwała. Tyle, że już bez rozkładu, bo na jazdę z rozkładem to, to nie wyglądało jak dla mnie. W każdym bądź razie ja się bawić nie bawiłam, nawet zdjęć nie robiłam gdyż zostałam wyciągnięta przez Kubę i Radka na spacer, jak się łatwo domyślić poszliśmy na pobliskie tory, a dokładniej do warsztatów GKW. Po torach normalnych, co prawda jak na złość nic nie przejechało, ale zdjęcia popstrykaliśmy, i torom i wagonom wąskotorowym, więc na imprezę wróciliśmy całkiem zadowoleni (no przynajmniej ja taka wróciłam nie wiem jak reszta). Niestety był to ostatni dzień zabawy, więc niedługo po tym jak wróciliśmy to zaczęło się wielkie sprzątanie i pakowanie modułów. Niestety nadszedł czas powrotu do domu...
Karolina Domańska
Super realistyczny skład Foto: J.Rakus
Nasza wuemka pod nastawnią na Ligocie Foto: J.Rakus
Taki sobie obrazek Foto: J.Rakus
Imprezowy rozkład jazdy Foto: J.Rakus
Rozkmina nad makietą, od lewej: Kuba, Andrzej, Grzesiek Foto: K.Domańska